Biała koszula, marynarka, szpilki. Praca w banku. Elegancja i profesjonalizm. Finanse, kontakt z ludźmi. Praca marzeń? Oceńcie same. Dzisiaj zabieram Was w małą podróż do przeszłości Pani od pieniędzy 😉
Dzień z życia pracy bankowca.
“Godz. 7 – Raczej powolna pobudka, szybka prasówka przy kawie, jogurt w międzyczasie. Codziennie ten sam stały rytm. W pracy ścisły dress code, a więc prasowanie białej koszuli, do tego kostium.
Już po 8 – Włączam 3 bieg. Biegnę po schodach szybko psa wypuścić na spacer. Jeszcze ogarnięcie makijażu i fryzury. Jak zwykle, wszystko wyliczone co do minuty. Skórzana teczka w rękę, torebka i czarne pantofle. W drodze do pracy czuję przypływ adrenaliny. TO też posiadam w codziennym mega paku normalnych zachowań.
8.55 – Już na piątym biegu wpadam do budynku. Otwarcie oddziału. Pięć minut na uruchomienie sprzętów, w tym najważniejszego – ekspresu do kawy 😉 Klient czeka za drzwiami, więc nici z kawy. Przynajmniej teraz. Wygląda na zniecierpliwionego. Wybija 9. Zapraszam go do stanowiska. Rozpoznanie potrzeb. Ktoś w tym czasie zgłasza usterkę bankomatu. Niestety nie pomogę od ręki, mam klienta, koleżanka też.
9.20 – W systemie wyskakuje “oczekiwanie na decyzję kredytową” z centrali. Informuję klienta, że od razu go powiadomię telefonicznie, gdy takowa się pojawi. Kolejna osoba narzeka na awarię bankomatu. Dzwonię zgłosić ten problem. Czas oczekiwania 10 minut. Mogę zrobić kawę w tym czasie.
9.40 – Kolejny klient już czeka, ja kończę zgłoszenie. Kawa stoi cieplutka i pachnie, ale muszę poczekać na jej wypicie. Za to klient, widocznie skuszony zapachami, chętnie korzysta z małej czarnej, przy okazji rozmowy.
10.10 – Klient wychodzi. Biorę się za maile. Kilka wiadomości z centrali. Nowa promocja do konta – regulamin w załączniku. Zmiana w ofercie kredytu – regulamin w załączniku. Zmiana procedury dotyczącej hipotek – kolejny zapis na dwie strony. Do tego jeszcze zmiana jakiejś regulacji i nowe zarządzenie dotyczące czegoś tam. Na dobrą sprawę mogłabym to czytać przez kolejne dwie godziny. Codzienny standard do przyswojenia i wprowadzenia w życie. W tym czasie telefon od klienta. Muszę mu sprawdzić kilka rzeczy na szybko. Przy biurku siada już kolejny. Kolejne pytania i kolejne odpowiedzi.
11.30- Udaje mi się dobrnąć jakoś do końca kolejki maili. Nie jest to łatwe, gdy ciągle ktoś podchodzi ze sprawą. Czeka mnie jeszcze moja praca, czyli “firmy”, którymi zajmuję się ja. Sprawdzam decyzję, na którą czekam od rana – pozytywna. Muszę poinformować zatem klienta i zaprosić go do siebie. Zrobione. Teraz oferta dla firmy, od której wczoraj otrzymałam dokumenty finansowe. Dzwoni telefon i to kilka razy. Przewija się przez oddział kilka osób. Proszą o pomoc przy wpłatomacie, przy przelewie, chcą otworzyć konto, pytają o pożyczkę, o pogodę, o bankomat, chcą rozwiązać jakiś problem.
13 – To zleciało… dopijam ostatni łyk zimnej kawy. Wchodzi klient od kredytu. Drukuję umowę, omawiam szczegóły, zalecam zapoznanie się z dokumentami. Cały czas jednak mam w podświadomości, że czas płynie, a ja nadal nie przygotowałam do końca dokumentacji mojej firmy. Atmosfera jest mimo to miła. Proponuję klientowi kawę. Zaznaczam w umowie, to co najważniejsze.
13.40 – Chcę zrobić dokumentację firmy jak najszybciej, więc przechodzę do osobnego pokoju. Na sali sprzedaży mi to nie wyjdzie. Niestety wielki głód daje o sobie znać. No trudno, co zrobić… Czas na przerwę. Szybki skok na gotową kanapkę w piekarni obok. Gdy jem, koleżanka opowiada coś o swoim dziecku. Druga pyta o zgłoszenie awarii.
14.00 – W końcu zamykam się w pokoju by wszystko opracować. Duży kredyt, dla sporej firmy, więc dokumentów mam aż nadto.
14.30 – przychodzi do mnie klient firmowy, z którym umawiałam się kilka dni wcześniej na spotkanie. Ma ze sobą dokumenty, więc wstępnie oceniam jego sytuację. Potrzebuję jednak jeszcze kilku innych papierów. Umawiamy się ponownie na następny dzień.
15 – Wracam do wniosku poprzedniej firmy. Wykonuję kilka telefonów. Skanuję dokumenty, puszczam wniosek kredytowy do centrali.
15.30 – Teraz czeka mnie przeanalizowanie kilkunastu ofert do kont firmowych. Muszę poinformować klientów o takiej sytuacji.
16 – Udaje mi się dodzwonić do kilku osób. Na liście jeszcze drugie tyle. Muszę powrócić jednak na salę sprzedaży, bo nastąpiło małe oblężenie.
Zbliża się 17 – Już wiem, że nie skończę mojej listy. Przekładam to na jutro. No tak, jutro jeszcze wizyta dyrektora, czyli zajęta kolejna godzina czy dwie. Trudno, jakoś dam radę. Kolejka powoli zniknęła. Przypominam sobie o moim kredycie firmowym…
17 – Sprawdzam decyzję. Umawiam telefonicznie spotkanie z klientem na jutro – podpisanie umowy – super cieszę się z tego sukcesu. Jeszcze wchodzi bardzo miła Pani, z krótkim zapytaniem…Koleżanka obok zajęta, więc zapraszam ją do siebie.
17.30 – Już po moich godzinach pracy… ale jeszcze maila nie sprawdziłam. Nie lubię wychodzić z pracy, gdy nie wiem co się dzieje na skrzynce od ponad dwóch godzin. Jedna wiadomość – szkolenie do zrobienia. Druga – jakieś zalecenia od dyrekcji. Zamykam skrzynkę. I tak mam dość. Szkolenia będziemy robić dopiero jutro. Wychodzę. Teraz szybkie zakupy po drodze.
18 z minutami – Jestem w domu. Umieram z głodu, ale pies jest pierwszy. Daję mu jeść, wyprowadzam na dwór. Na telefonie 2 nieodebrane. Oddzwaniam w międzyczasie… Jeszcze trzeba coś zjeść.
19.30 – Sprawdzam swojego maila. Kilka wiadomości do przeczytania. Na dwie odpowiadam od razu. W kolejnym znajduje się zakres materiału na weekendowy egzamin na uczelni. Jeszcze to….Boże dlaczego ja nigdy nie mam na nic czasu? W głowie cały czas kotłują się przeżycia minionego dnia. To taka podświadoma analiza przypadków.
20.30 – Wreszcie przestawiam się całkowicie z myślenia “praca”. Przechodzę w “tryb dom”. Lubię jednak to napięcie, ciągły ruch i parowanie mózgu. Gdy mnie opuszcza, zaczynam czuć zmęczenie. Nie dopuszczam zatem do tego, więc biorę się za książkę. W końcu w sobotę egzamin. Dam radę. Pozostaje mi godzina, może dwie… Potem już tylko coś na ząb, spokojna kąpiel i jakiś film z mężem. I tak pewnie obejrzę tylko pierwsze 30 minut, bo potem zasnę. Przecież zawsze jest tak samo ;)”
W poprzednim wpisie moja-pierwsza-praca-i-bledy-ktorych-juz-nie-popelnie opisywałam swoje początki związane z pracą. W banku pracowałam przez 4 lata, aż do momentu urodzenia się mojej córeczki. Przeszłam na macierzyński, a w tym czasie wygasła mi umowa o pracę. Postanowiłam zrobić sobie urlop wychowawczy, bo wtedy to moje dziecko stało się dla mnie najważniejsze. Nie wyobrażałam sobie widywania jej tylko przez krótką chwilę wieczorem. Moje niektóre koleżanki z pracy tak właśnie miewały. Bardzo ciężko im z tym było i doskonale to rozumiałam. Potem mojemu mężowi nadarzyła się okazja wyjazdu do Irlandii, więc wyruszyłyśmy z nim 😉 Teraz możemy cieszyć się takimi oto pięknymi widokami. Choć tęsknię za Polską i cały czas planuję powrót, to wiem, że bez tego nie mogłabym się cieszyć macierzyństwem i wszystkimi tymi wspaniałymi chwilami spędzonymi ze swoją córką i mężem. Często trudnymi, ale jednak niepowtarzalnymi. Nigdy bym pewnie nie zaczęła postrzegać świata w taki sposób, w jaki robię to teraz. Nigdy bym pewnie też nie założyła tego bloga i nie patrzyła na swój rozwój w takim kierunku. Nie miałabym zwyczajnie na to czasu 😉 Cieszę się, że mogłam mieć taki wybór. Dziękuję za to, że jesteście i do mnie zaglądacie. Bez Was by tego nie było! Czasami wystarczy wyrwać się z jakiegoś schematu, by odkryć coś zupełnie innego i fascynującego! Dziękuję!
A Ty co myślisz o łączeniu kariery zawodowej z macierzyństwem? Warto na jakiś czas trochę przystopować? Będę wdzięczną za Twoją opinię. Jeśli Ci się spodobało – polub, udostępnij, czy zrób cokolwiek innego 🙂
Pozdrawiam gorąco!
Diana
12 komentarzy
Czytam niektóre wypowiedzi i się uśmiecham. Jak słucham wypowiedzi osób pracujących na etacie że jest ciężko to zapraszam do prowadzenia własnego biznesu. Z niewiadomych przyczyn spora część ludzi twierdzi że jest się praca przyjemniejsza, stres jest mniejszy i mniej się pracuje. Prowadzę firmę doradztwa kredytowego od 9 lat i pracuję niemal non-stop. Ten czas pozwolił mi wyrobić sobie jakąś tam markę co powoduje, iż na brak klientów nie narzekam zupełnie. To jest plus bo pieniądze są przyzwoite. Okupione jest to jednak moi drodzy pracą po 10-12h dziennie co jest dużą eksploatacją. Swoje sprawy wiecznie na końcu, trudno znaleźć czas na film czy przeczytanie książki. Trudno pojechać na wakacje bo przepływ klientów jest non-stop i nie gaśnie nagle na okres urlopowy. Jak powiedzieć komuś, kto spełnia swoje marzenie czyt kupuje mieszkanie że Ty teraz masz wolne?. Przecież Ty jesteś doradcą kredytowym, nie masz prawa do wakacji 🙂
Niestety każdy znajdzie plusy i minusy zarówno dla etatu jak i dla działalności. Ja mam porównanie z jednego i z drugiego i wiem, że i tu i tu łatwo nie jest 😉 Etat to niby większe bezpieczeństwo, ale też większe ograniczenie finansowe. W działalności niby nie ma limitów na zarobki, ale właśnie – za urlop teoretycznie nikt nie zapłaci. No i nie ma gwarancji zarobków. Także ja w mity osobiście nie bardzo wierzę – ani o ciepłych i spokojnych posadkach na etacie ani o wpaniałych działalnościach prowadzonych spod palmy w drinkiem w ręce 😉 Może pojedyncze jednostki gdzieś tak mają,ale normalnie to praca i tylko praca.
Byłem wysłany z uczelni na 3 miesiące do banku żeby nabrać bankowego doświadczenia i potwierdzam. Robota stresująca i na wysokich obrotach, więc tylko dla tych którzy nie wyobrażają sobie życia bez nieustannego biegu. Zarobki różne, jeśli ktoś mieszka w małym miasteczku pokrytym kurzem to będzie zadowolony, jeśli w dużym mieście to ponarzeka. Jak na poziom odpowiedzialności i stresu, IMO nie warto się ładować w branżę. Tym bardziej że rotacja spora, co chwila jakieś zamykanie placówek, fuzje banków, restrukturyzacje oddziałów… Istne szaleństwo 🙂
To Ci się chyba kiwix nie spodobało 😉 Co do zarobków też masz rację…
Pracowałam w ten sposób w swoim życiu tylko ponad rok i miałam serdecznie dość. Praca w stałych godzinach, 8-10 godzinne zmiany i brak czasu kompletnie na wszystko jak to opisujesz to była masakra. Byłam kompletnie wypruta z energii i swojej kreatywności. Brak chwili dla siebie mnie frustrował. Doceniam bardzo bycie swoim szefem i tylko wtedy czuję się spełniona i szczęśliwa.
Aniu dzięki za ten komentarz 🙂 Grunt żeby robić, to co się lubi!
Swietny wybór Diana!! Ja bym się nie zastanawiała długo! 🙂
A do bankowców mam po prostu wstręt- bez urazy..Cieszę się że już nie musisz tego robić 🙂
Aż tak źle blogierka? Ja tych, których znam, to w większości świetni ludzie 🙂
Dzień naprawdę na wysokich obrotach. Staram się ze zrozumieniem patrzeć na osoby pracujące w oddziałach bankowych. Twój wpis dał do myślenia, że czasem natężenie pracy może być ogromne. Pozdrawiam Ania z IMOMO
Wymagania są wysokie i duża odpowiedzialność. Jak ktoś mi mowi, że w banku się tylko siedzi i kawę pije, to raczej jest w błędzie 🙂 Takiej pracy to chyba nigdzie już nie ma tak swoją drogą…Muszę Aniu przyznać, że na nudę i brak zajęć na pewno nie dało się narzekać 🙂 Wartościowe doswiadczenie!
Wow, działałaś na naprawdę wysokich obrotach 🙂 Przeczytałam to jednym tchem, pomyślałam, że to szalone dni – te które masz na co dzień. A potem pomyślałam, że moje dokładnie tak samo wyglądają :)) Czas zwolnić.
Dziecka jeszcze nie mam, ale bez zastanawiania się poświęciłabym na chwilę pracę 🙂
Dzięki Magda za wypowiedź 🙂 Najlepsze jest, że dopóki się od tego nie oderwałam, nie zdawałam sobie sprawy, że to był jakiś szał…Uważałam to za normalne i w sumie źle mi z tym nie było (wtedy). Z perspektywy czasu już wiem, czemu moim ulubionym powiedzeniem było “nie mam czasu”…faktycznie było z nim po prostu ciężko 🙂