Wczoraj w Polskim Sklepie w Irlandii, podczas kupowania polskich truskawek, byłam świadkiem pewnej rozmowy. Polskiej rozmowy jak rozumiesz. Wiesz, takie tam pogaduchy w warzywniaku rzecz normalna. Nie byłoby w niej nic zadziwiającego, gdyby nie fakt, że dotyczyła dwójki małych dzieci. Gdyby to byli dorośli, nawet nie zwróciłabym uwagi. Ale taka sytuacja wymagająca powagi u przedszkolaków, obok półki z Kubusiami i ziemniakami, nie mogła przejść obojętnie mojej uwadze.
Jak będę duży to będę pracować dla pieniędzy
– Jak dorosnę, to będę tatą – powiedział chłopiec do swojej rozmówczyni. Pewnie aż do tego momentu ma przed sobą jeszcze wiele lat rozmyślań, bo jego wiek oceniam na maksymalnie pięć lat.
-Ja jak dorosnę, to też będę tatą – powiedziała blond koleżanka napotkana w sklepie. Dziewczynka jeszcze mniejsza od swojego znajomego.
-Ty nie możesz być tatą. Jesteś dziewczynką i będziesz mamą. Ja będę tatą i będę miał dzieci. A wtedy znajdę sobie pracę jakąś i będę zarabiał pieniądze – no to zrobiło się poważnie. Plan na życie ustalony
-Jaką pracę znajdziesz? – zapytała zaciekawiona koleżanka
-Będę pracował tam gdzie mój tata. A wiesz gdzie on pracuje? Tam są lody!…..
No i wszystko jasne. Dalej nie słuchałam, bo zabrałam się za czekające na mnie czerwcowe boskości, wyhodowane na rodzimych ziemiach. Dowiezione aż tutaj. Swoją drogą w bardzo dobrej cenie – truskawki 3,50€ za kilogram. Zazwyczaj to, co dociera tutaj (do Polskiego Sklepu), jest droższe niż w Polsce. Jest to w pełni zrozumiałe z racji choćby na dojazd towaru. Np. polska botwinka. Cena 2,50€ (coś ok. 10 zł z groszami) – w naszym kraju to kwota pewnie nie do przyjęcia. Miałam przyjemność podziwiać sezonowe warzywa, jeszcze kilka dni temu podczas pobytu w Polsce, gdzie botwinka kosztowała mniej więcej 3 zł. To jednak nie ma żadnego znaczenia, bo w tutejszych sklepach (nie tych prowadzonych przez Polaków) próżno szukać tego typu frykasów. Nawet gdyby się komuś ta sztuka udała, to i tak cena z polskiego sklepu zawsze będzie niższa. Dla porównania – moje truskawki – w irlandzkich marketach kosztują w granicach 2,5-3€ za paczkę pół kilo lub mniej (plastikowe pięknie zapakowane pudełeczko). Tu płacę tyle za kilogram. W polskim zwyczaju – na wagę i do siatki, a nie jakieś tam plastikowe pojemniczki 😉 Jak się wyjeżdża za granicę, to dopiero człowiek w sobie patriotyzm odkrywa. Gdy się okazuje, że gdzieś nie jedzą kapusty kiszonej, ogórków kiszonych, wątróbki, kaszanki i nie ma Majonezu Kieleckiego! W każdym razie chwała polskim sklepom, że istnieją i nie dają zapomnieć o prawdziwie narodowych smakach.
Powracając jednak do tematu rozmowy małych klientów, bo o tym miało być. Niby nic, ale dało mi do myślenia. A to trochę odnośnie mojego ostatniego wpisu o programowaniu naszego umysłu od dzieciństwa. Jeśli nie czytałaś – zajrzyj do: bogata-czy-biedna-jak-nastawic-sie-na-sukces.
A gdyby tak pieniądze pracowały na nas?
Jeżeli czytałaś książkę “Bogaty albo Biedny” T. Harv Eker lub niekwestionowaną lekturę obowiązkową numer jeden z zakresu finansów osobistych – “Bogaty ojciec, biedny ojciec” Robert T. Kiyosaki, to wiesz, że większość społeczeństwa jest zaprogramowana właśnie w taki sposób jak ten chłopiec. Dorosnąć, wykształcić się w jakimś kierunku, znaleźć “dobrą” pracę i mieć dzieci. A później żyć z dnia na dzień i cieszyć się z zapłaconych rachunków, spłacając do tego mnóstwo kredytów, z powodów powiększających się potrzeb konsumpcyjnych.
Takie są utarte schematy, bo niestety w szkołach nie uczą nas ani finansów ani przedsiębiorczości w pełnym tego słowa znaczeniu. I osobiście składam ukłon w stronę Kiyosaki, że głośno o tym powiedział – w szkołach dzieci są uczone na dobrych pracowników. Nigdy na pracodawców. Nigdy na inwestorów.
Sama dopiero idąc na studia z zarządzania, mogłam się zetknąć z innym podejściem do tego tematu. Zawsze wcześniej słyszałam – “Ucz się dobrze, a znajdziesz dobrą pracę, w której będziesz ciężko pracować, ale trzeba będzie się z niej cieszyć, że jakaś będzie”. Może niedosłownie, ale coś w tym stylu. Faktem jest, że mało uczą finansów w szkole, a jeśli już wspomną o tym to – jak pracować dla pieniędzy. Nikt w szkole nigdy nie mówił, jak zrobić, żeby to pieniądze pracowały na nas. Dopiero trzeba było iść na zarządzanie, by zacząć “odkrywać Amerykę”…
Niektórzy mają szczęście mieć przedsiębiorczych rodziców. To przy nich mogą zacząć inaczej postrzegać rzeczywistość. Niektórzy mieli szczęście się tacy urodzić, z tak zwaną żyłką do interesów. Z umiejętnością do samodzielnego szukania i zgłębiania tajników świata pieniędzy. Z odwagą do wybicia się poza schematy.
Większość jednak rodzi się i wychowuje w starych, utartych schematach. I ta większość żyje od wypłaty do wypłaty, modląc się co wieczór o lepsze jutro, żeby nie zabrakło na kredyty i jedzenie. Żeby pracodawca w końcu dostał jakiegoś olśnienia i zaczął płacić więcej. A na końcu drżą co ranek, żeby zły los nie odebrał im tego wszystkiego co mają. No ale przecież nikt nie chce być bogaty, chciwy i zachłanny. Każdy chce tylko spokojnego i miłego życia, w którym to nie pieniądze są najważniejsze.
A teraz idź, kup sobie truskawki i pomyśl – w jakim Ty żyjesz schemacie. Co zrobisz by go zmienić. Nie myśl, co możesz zrobić. Tylko co zrobisz. Konkretnie. A jeśli już to zrobiłaś i dążysz do swojej wolności, to powiem tylko – SMACZNEGO. Będziemy się wspierać wzajemnie, bo też porzuciłam ten schemat. Sama kieruję swoim życiem i nie zamierzam tego zmieniać 🙂
Bądź Panią swojego losu. Na to jest jeden sposób. Jeden, którego nikt Ci już nigdy nie odbierze. ROZWÓJ OSOBISTY. Gdy sięgasz po wiedzę, ona Ci zostaje. Gdy próbujesz nowych rzeczy, uczysz się. Gdy zmieniasz punkt widzenia, kreujesz swoją przyszłość. Ja to robię cały czas i wiem, że mi się uda. Bo zrobię wszystko, żeby tak było. Ty też możesz.
Jeśli Ci się spodobało – polub, udostępnij, czy zrób cokolwiek innego
Zapraszam Cię na mojego Facebooka – tutaj
oraz na mój profil na Instagramie – tutaj
Pozdrawiam gorąco!
Diana
23 komentarze
Szata graficzna ok, podoba mi się:) zapraszam do siebie…
Zgadzam się, rozwój i inwestowanie w siebie to podstawa.
Mam nadzieję, że nauczę moje dziecko rozsądnego myślenia o pieniądzach. Sama zawsze byłam oszczędna i przedsiębiorcza i dobrze sobie z pieniędzmi radziłam. Pewnie dlatego, że moi rodzice też w miarę ogarnięci w tym temacie byli i pieniądze nie były nigdy tematem tabu.
Skoro masz taką postawę, to na pewno będziesz dobrym wsparciem dla swojego dziecka 🙂
W dzisiejszym czasie masz rację – dzieci w szkołach uczy i wmawia im – ucz się, to będziesz mieć dobrą pracę. Żeby zdobyć dobre stanowisko liczą się umiejętności a nie liczba stron wykutych na pamięć.
http://www.aleksandramakota.pl/
Masz rację, że ważniejsze są umiejętności. Jednak bez wiedzy o finansach i chęci rozwoju swojej inteligencji finansowej (i nie tylko) samo stanowisko nie pomoże w zmianie schematu…Przykładem są osoby, które ile by nie zarabiały, tyle wydadzą i o gromadzeniu kapitału nawet nie pomyślą…
Prawda, w szkole nie uczą nas prawdziwej przedsiębiorczości, inwestowania. Zarówno szkoła, jak i większość społeczeństwa, uczy nas na osoby które zawsze będą zajmowały pozycję uległą.
“ulegli poddani” …coś w tym jest, bo zależność zawsze ogranicza
Patrząc na studentów mam jednak wrażenie, że coraz więcej młodych ludzi nie chce żyć, żeby pracować (chcą pracować, żeby żyć, spełniać swoje marzenia). Nie chcą podporządkować całego życia pracy, nie boją się jej rzucić po kilku miesiącach, jeśli nie sprawia im satysfakcji albo nie czują, że się rozwijają. Także myślę, że społeczeństwo powoli się zmienia i coraz więcej osób wychodzi poza przytoczony przez Ciebie schemat.
Oby tak właśnie było…
Fajnie by było jakby tak pieniądze same pracowały dla nas. Ale niestety dziś panuje wyścig kto więcej zarobi. Także tak to jest. My pracujemy już nie z przyjemności a z kasy. Gdzie więcej płaca tam idziemy. Taka sprzedaż duszy za lepszą płacę…
Same to one nigdy nie będą pracowały i nawet milionerzy o tym wiedza, którzy zatrudniają sztaby specjalistów i sami robią wiele by pomnażać swój kapitał 😉
Niestety, edukacja finansowa w Polsce leży, są co prawda chłopaki i dziewczyny z LEM, robią dobrą robotę i uczą młodzież podstaw ekonomii i zarządzania finansami. Udaje im się nawet przemycić trochę Austryjackiej Szkoły Ekonomii.
Idę po truskawki 😀 Też nigdy nie rozumiałam, dlaczego ludzie tak boją się wyjść poza ten schemat, a do tego tak krytycznie patrzą na osoby, które decydują się myśleć inaczej 🙂
Chyba większość nie lubi zmian albo kieruje się strachem….
Dzisiejsi 30 latkowie i starsi nie byli uczeni niczego o pieniądzach, zarabianiu, nie rozwijano nam inteligencji finansowej, wręcz przeciwnie. Pieniądze to tabu, o pieniądzach się nie rozmawia, pieniędzy nie wypada mieć. I dlatego stoimy w miejscu, a jak już do czegoś dochodzimy, to znaczy, że ukradliśmy. Bez zmiany nastawienia do samego faktu posiadania pieniędzy, nie zmienimy nastawienia do zarabiania, nie mówiąc już o tym, że to nasze pieniądze miałyby zarabiać na nas…
Schematy i stereotypy zakorzenione od lat….Na szczęście możemy sami rozwijać swoją inteligencję finansową, mamy do tego możliwości (teraz) i nikt nas nie powstrzyma 🙂
Kliknęłam lubię, choć nie powinnam. Zgadzam się z tymi słowami w 100% a nie są one dobre dla nikogo, a niestety prawdziwe. Musi sporo czasu upłynąć, chyba kolejne pokolenie, żeby nastawienie się zmieniło…
Wydaje mi się też, że to czego się młodsi uczą też jest niestety nie wystarczające. Długa droga przed skuteczną edukacją ekonomiczną Polaków.
Świetny post, bo zwraca uwagę na coś, z czego większość ludzi po prostu nie zdaje sobie nawet sprawy. Bo tak jesteśmy zaprogramowani, tak wychowani, a z takich dróg bardzo ciężko się wydostać, jeśli warunki nie sprzyjają (np. właśnie odpowiednia edukacja, świadoma finansowo rodzina, ktoś może ma otwarty umysł i jednak natknie się na swojej drodze na takie książki/blogi czy odpowiednich ludzi). Uważam, że to sztuka wyjść z tych myślowych trybików, ale zdecydowanie zgadzam się z tym, że warto próbować!
P.S. U nas truskawki lekko potaniały i dziś kg kupiłam za 7 Euro. Ale i tak mam nadzieje, że sezon na nie będzie trwał i trwał 🙂 Pozdrowienia z Niemiec 🙂
Masz rację, że jeszcze nie jest to bardzo popularna wiedza i dlatego trzeba ją szerzyć. Nie robią tego w szkołach… Mam nadzieję, że to się zmieni, choćby za pomocą internetu…
P.S. Ja też bym chciała sezonu baaardzo długiego na truskawki 😀
Fakt, uczono nas żebyśmy byli pracownikami… Zaskoczyłaś mnie tym wnioskiem, ale to święta prawda. Marzę o tym, żeby kiedyś zaczęto uczyć jak być pracodawcą, albo jeszcze lepiej inwestorem….
Rozwój osobisty, już same szkolenia nawet te “fundowane” w zakładzie pracy są odbierane jak zmuszanie do czegoś i wyrzucanie pieniędzy w błoto. Kolejna rzecz, którą musimy zmienić w naszej mentalności….
Ujęłaś mnie majonezem kieleckim 🙂 Staram się majonezu nie jadać, ale słoiczek w lodówce muszę mieć. Do sałatki czasami idzie 1 łyżka do … szklanki jogurtu 🙂
Ja właśnie tego nie rozumiem. Serio. Dlaczego ludzie, którzy dostają szansę na darmowy rozwój, traktują to jak przymus. Wiele razy się spotkałam z takim podejściem do pracy. A co do majonezu, to robię dokładnie tak samo!! 😀
Hej Diana! Zgadzam się z każdym zdaniem tego, co piszesz. Też czytałam Ekera i to jest niesamowity gość! Staram się rozwijać i choć późno do tego dochodzę, to lepiej późno niż wcale. Buziaki!
Moim zdaniem absolutnie nigdy nie jest za późno! Nie ma czegoś takiego 🙂