Co ma jednak miłość do pieniędzy ?
Czasami wszystko…
Pewnie każdy z nas pamięta film "Niemoralna propozycja" z Demi Moore i Robertem Redfordem, w którym pokazano, że można kupić wszystko (tutaj za milion dolarów nawet noc z czyjąś żoną) poza prawdziwą i głęboką miłością. Miłością, która przetrzyma wszystko bez względu na pieniądze i okoliczności. Tego nie kupimy i większość z nas o tym doskonale wie. Nie możemy za nią płacić. Prawdziwe uczucie powinno dodawać skrzydeł, rozwijać, pomagać w drodze do sukcesu. Dzięki niej powinniśmy się bogacić…
No i właśnie. Co jeśli jednak stanie się odwrotnie? Miłości nie kupimy, ale gdy przez miłość możemy nic nie zyskać albo nawet stracić? Jeśli ktoś, kogo kochamy, zamiast dawać – zaczyna zabierać, ograniczać? Kiedy miłość zamiast budować i wspierać – zaczyna niszczyć? Kiedy związek staje się na tyle trudny, że pożera całą energię do życia nie zostawiając miejsca na rozwój? Kiedy wbrew temu, że powinnaś być orłem, stajesz się kanarkiem w klatce? Zły związek, czyli taki który gasi wszystko, ma bezpośredni wpływ na pieniądze. Ktoś, kto traci życiową energię na walkę w wojnie domowej, może nie mieć siły na inne bitwy.
![]() |
Razem znaczy więcej |
Kobieta pracująca
Do takiej refleksji skłonił mnie właśnie przeczytany wpis: Marcina Iwuc finanse-osobiste-kobiet
na jego blogu Finanse Bardzo Osobiste. Kobietom jest trudniej. Ładnie to Marcin określił. Rozwijając wątek (dla tych, którzy nie czytali) napisał, że dla niego kobieta, która odnosi sukces jest jak weteran frontu wschodniego. Post napisano w odpowiedzi na atakujące wypowiedzi mężczyzn na temat kobiet pod względem ich kariery. Przytoczę może małe fragmenty "Czy świat finansów jest domeną mężczyzn? Nie da się ukryć, że przez stulecia tak właśnie było. Nic zatem dziwnego, że w pewnym stopniu to przekonanie pokutuje nadal, a wiele osób z Marsa nie rozumie zachodzących zmian. (…) Trudniej (kobietom) zdobyć lepszą pracę, trudniej awansować, trudniej zarobić duże pieniądze. Żeby zarobić tyle co facet, kobieta musi się bardziej natrudzić. A do tego, kiedy decyduje się na dzieci, ma przecież długą przerwę w pracy. Powrót po wielu miesiącach, o ile w ogóle jest możliwy, wiąże się często z koniecznością ponownej adaptacji do nowego środowiska (…) Naturalnie, sam sukces zawodowy nie wystarczy, bo od kobiety oczekuje się jeszcze, aby wspaniale zadbała o dom, dzieci i oczywiście… o króla lwa. Ach, i jeszcze musi przy tym świetnie wyglądać. Tylko bez żadnego chodzenia na fitness czy wydawania pieniędzy na ciuchy – to wyrzucanie kasy w błoto. Jeśli kobieta tego nie ogarnia, to nie tylko lew głośno ryczy, ale również teściowa, rodzina i koleżanki boleśnie dają do zrozumienia, co myślą o takiej „kobiecie sukcesu” To pozostałość po dawnym podziale ról, w którym mężczyzna to właśnie lew salonowy, ubijający ważne interesy, a kobieta to kura domowa, której nadrzędnym priorytetem jest dbanie o dom, dzieci i męża."
Daje do myślenia, choć jak sam autor napisał – obraz został przez niego przerysowany, ale wciąż niestety spotykany… Fakt jest faktem, że kobieta ma gorzej na rynku pracy. Choćby miała nawet najbardziej super partnera, to jednak jeśli chodzi o macierzyństwo – wiadomo jak jest. Nikt w tym kobiety nie zastąpi, przynajmniej do końca macierzyńskiego.
Daje do myślenia, choć jak sam autor napisał – obraz został przez niego przerysowany, ale wciąż niestety spotykany… Fakt jest faktem, że kobieta ma gorzej na rynku pracy. Choćby miała nawet najbardziej super partnera, to jednak jeśli chodzi o macierzyństwo – wiadomo jak jest. Nikt w tym kobiety nie zastąpi, przynajmniej do końca macierzyńskiego.
Mówimy o miłości, wsparciu i macierzyństwie, ale to się przekłada na pieniądze. Kobiety, chcąc być niezależnymi, muszą codziennie w mniejszym lub większym stopniu stawiać czoła takim wyzwaniom. Macierzyństwo to ciężki kawałek chleba. Tu nie ma taryfy ulgowej. Niejednokrotnie trzeba się dwoić i troić, żeby to wszystko jakoś ogarnąć. Pół biedy jeśli parterowi zależy na rodzinie – razem da się radę. Wspólnymi siłami można budować, bo on zrozumie, że tak jest łatwiej dla wszystkich.
Pieniądze, które zabijają miłość
Gorzej jeśli nasz superman sprzed ślubu po pewnym czasie przeradza się w tyrana. Nie mówię tu o rękoczynach. Mówię o przemocy w białych rękawiczkach. O przemocy ekonomicznej. Wiecie, że takie coś formalnie istnieje? Nie pozostawia żadnych śladów, przynajmniej cielesnych. Dzieje się tak zazwyczaj gdy rodzą się dzieci i kobieta nie może tymczsowo wrócić do pracy lub nie może tej pracy znaleźć. Do tego artykułu odsyła Marcin – wpis Konrada Kruczkowskiego z bloga haloziemia.pl: bez-sinych-oczu-bez-peknietych-warg. "Przemoc ta ma miejsce, kiedy sprawca używa środków materialnych (a więc nie tylko pieniędzy) do zaspokojenia własnej potrzeby władzy i kontroli. Wykorzystuje uzależnienie drugiej osoby od własnych dochodów lub majątku. Stosuje mniej lub bardziej bezpośredni szantaż. Podporządkowuje sobie partnera, przerzuca na niego pełną odpowiedzialność za utrzymanie domu. W grę wchodzi uniemożliwienie dostępu do konta, kontrola wydatków, sprzeciw wobec prób podjęcia pracy. Druga strona medalu to przywłaszczanie wspólnych środków, kredyty zaciągnięte bez konsultacji i zgody, alimenty opłacane warunkowo lub nieopłacane wcale (…) Przemoc ekonomiczna odziera z poczucia własnej wartości, odbiera wiarę w siebie, tworzy iluzje zamkniętego kręgu i sytuacji bez wyjścia. Kiedy kobieta zajmuje się dziećmi, sytuacja jest szczególna: troska o ich dobro utrudnia podjęcie radykalnych decyzji. Dodatkowo w naszym kręgu kulturowym wciąż pokutuje krzywdzące przekonanie, że ten, kto zarabia, ma decydujące prawo głosu w kwestiach rodzinnego budżetu".
Nie jestem psychologiem, dlatego nie mogę i nawet nie umiem nikomu doradzać w rozwiązywaniu takich problemów. Nawet ciężko mi to skomentować. Wiążąc się z kimś – nie zakładamy takiego obrotu spraw. Zbyt piękne byłoby powiedzenie – oby żadna z nas nie musiała się znaleźć w takiej sytuacji. Ja oczywiście trzymam kciuki za Was kobietki. Facetom życzę za to, by byli Królami Lwami, ale tylko tam gdzie wymaga tego sytuacja. Dom i rodzina to raczej zły wybór. Przeczytajcie poprzedni wpis o asertywności: walcz-o-swoje-badz-asertywna. Miejmy świadomość takich zachowań, bo są ekonomicznie nieopłacalne. Spójrzmy na to choćby przez pryzmat utraconych korzyści. Ani rozwód nie jest tani, ani życie w toksycznym związku nie prowadzi do niczego dobrego. Nikomu nie życzę, by musiał dokonywać takich wyborów.
P.S. Pamiętajmy, że razem jest łatwiej zdobywać szczyty. Razem – nie przeciwko sobie. Zabierając komuś samodzielność nie stajesz się bardziej niezależny finansowo.
artykuły:
kobieta-jako-konsument
Blog Finanse Bardzo Osobiste
bez-sinych-oczu-bez-peknietych-warg
zdjęcia: pixabay