Dzisiaj o początkach kariery zawodowej. Moja pierwsza praca i bezcenna nauka na całe życie. Co mi wyszło, a czego bym już drugi raz nie zrobiła? Tak zaczynała Pieniądz jest Kobietą, czyli ja i mój świat finansów – początek.
Życie to ciągła nauka i praca. Czuję, że żyję, gdy odkrywam nowe możliwości. Gdy się rozwijam i pokonuję kolejne wyzwania. Nie potrafię inaczej. Ciągle szukam swojej drogi i już chyba nigdy nie przestanę, bo to jest właśnie w życiu najlepsze. W każdym razie dla mnie. Mimo złych decyzji. Mimo braku decyzji. Mimo cudzych decyzji. Brzmi jak wyznanie z pamiętnika, ale to nie to. Każdy ma w swoim w życiu świadomość, że posiadając obecną wiedzę, mógłby przynajmniej kilka rzeczy z przeszłości zrobić inaczej. Gdybym kiedyś miała świadomość niektórych faktów, dzisiaj byłabym pewnie o lata świetlne dalej. Niestety – najlepszą nauką jest doświadczenie. No chyba, że ma się podane rozwiązania na tacy. Właściwie to nawet lepiej uczyć się na cudzych błędach. A na pewno lepiej wyciągać z nich wnioski dla siebie. Jednak z drugiej strony – czyjeś rozwiązania wcale nie muszą być dobre dla kogoś innego. Życie to zawsze weryfikuje po swojemu. Jedno wiem na pewno, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Szkoda na to czasu. Sukcesów nie byłoby bez porażek. Byłoby nudno.
Studia i moja pierwsza praca
U mnie z pracą na poważnie zaczęło się na pierwszym roku studiów dziennych. To był kierunek związany z mediami, choć bardziej z nazwy, niż w rzeczywistości. Wybrałam się do lokalnej telewizji kablowej na rozmowę w sprawie praktyki. Było już po egzaminach. Zaczynały się wakacje i chciałam wykorzystać ten czas na zdobycie doświadczenia. Oczywiście bezpłatnie. Tak mi się spodobało, że po wakacjach przeniosłam się na studia zaoczne. Otrzymałam staż, za symboliczne pieniądze, ale wtedy to i tak nie miało znaczenia. Zaczęłam się rozwijać w praktyce i to było dla mnie najważniejsze. Byłam zafascynowana pracą – dziennikarstwem, montażem programów, marketingiem, zarządzaniem firmą i jej finansami. Zespół był kilkuosobowy, więc nasze role się łączyły. Pracując w tv od kilku miesięcy – mogłam już uczyć i wprowadzać innych w temat. Nawet swoich starszych kolegów z uczelni, czasami już tych po magistrze – dało mi to do zrozumienia, że moje studia, to będzie dla mnie stracone pięć lat. Zmieniłam kierunek studiów na ekonomiczne – zarządzanie. To było to. Żadnej nudy, podręczników sprzed epoki Gierka, uczenia niepotrzebnej teorii. Łączyłam doświadczenie z nauką i to było dobre. Nie żałowałam nigdy tej decyzji.
Świat finansów i pierwsza praca
Jak to w życiu bywa, czasami coś się zmienia. U mnie – właściciel tv – sprzedał firmę. Nowy inwestor bardzo chętnie chciał przyjąć naszą małą załogę na swój okręt. Niestety koncesje, licencje i inne pozwolenia ciągnęły się kilka miesięcy. Nie chciałam czekać na niego, choć mnie o to prosił. Praktycznie każdy z nas poszedł w swoją stronę. Szczerze – fantastycznie wspominam ten okres! Jeżeli ktoś z telewizyjnych znajomych to czyta – gorąco Was pozdrawiam! To była piękna i bogata w doświadczenia przygoda 🙂 Z domowego archiwum udało mi się wygrzebać fotkę z tamtego okresu…
Był 2008 rok i sporo ofert pracy w bankach. Nie miałam bankowego doświadczenia, ale studiowałam ekonomię, więc uznano, że musi mnie to interesować. Stanowisko związane z obsługą małych firm – jak najbardziej byłam za. Warunek – własna działalność gospodarcza. Nie chciałam wybrzydzać, „bo przecież byłam młoda i jakoś to wszystko trzeba było sobie poukładać”. Założyłam własną „firmę”.
Błąd nr 1 – własna działalność to nie etat. Jeśli ktoś chce Cię tak traktować, niech Ci da umowę.
Wykonywałam pracę przedstawiciela, więc nie podlegałam pod stanowisko etatowego pracownika banku. Zasady jednak tam panujące, traktowały mnie jakbym takim była. Codziennie rano nasz zespół spotykał się w sali. Zaczynaliśmy dzień od telefonicznych rozmów z potencjalnymi klientami. Na 10 obdzwonionych firm, zazwyczaj jedna była zainteresowana propozycją spotkania. Telefonów trzeba było wykonać zatem masę. Umawiałam sobie wizyty, potem na nie jechałam i tak wyglądał cały dzień. Zarówno rozmowy telefoniczne jak i osobiste musiały być zgodne z polityką banku. Raportowanie każdego ruchu – ścisła kontrola. Brak urlopu, zwolnienia, koszty związane z działalnością – ZUS, księgowa, paliwo, amortyzacja samochodu. Zabrakło tylko jednego – wolności, którą powinna dawać własna działalność. Szybko się o tym przekonałam. Zarobki były, ale nigdy nie były gwarantowane. To oczywiste. Oczywiste zatem było dla mnie to, że chciałam poszerzyć swoją działalność o inne produkty. Na to moja menadżerka nie wyraziła zgody. Wiesz co zrobiłam? W ciągu kilku dni znalazłam etat w banku i zrezygnowałam ze stanowiska przedstawiciela.
Błąd nr 2 – nie otwieraj działalności bez namysłu, po to by ją zamknąć za kilka miesięcy.
To uświadomiłam sobie dopiero później. Te błędy wypisuję jako moją osobistą głupotę. Miałam 23 lata i tym sobie to tłumaczę 🙂 Otworzyłam działalność – bo tak mi zaproponowali. Zamknęłam, bo nie czułam się jak u siebie i „Pani mi nie pozwoliła robić nic więcej”. Z perspektywy czasu śmieję się ze swojej naiwności. Nie skorzystałam z okazji, jaką może dawać własna działalność – poddałam się bez walki. Wykonałam najtrudniejszy pierwszy krok bez żadnego wysiłku, a potem tak po prostu zrezygnowałam. Otwarcie i zamknięcie działalności – na pięć kolejnych lat uniemożliwiło mi korzystanie z preferencyjnych małych składek do ZUS-u. Ale kto by o tym wtedy myślał 😉
Co zrobiłabym dzisiaj? Nie założyłabym działalności pod jedno tylko stanowisko, nie mając na siebie planu. Nie pytałabym o zgodę na rozwój swojej firmy. Nie zamknęłabym jej przez jedną menadżero, która powinna być moim współpracownikiem – nie kierownikiem, bo nie byłam na etacie. Teraz to wiem 🙂 I teraz już wiem, czemu średnia wieku tamtego zespołu sprzedażowego nie była większa niż 24 lata, a rotacja „pracowników” była płynna jak strumyk polny. Dzisiaj wiem, że trzeba mieć plan.
A u Was jakie były początki? Czy Twoim zdaniem warto zaczynać choćby za darmo? Czy najpierw lepiej skończyć szkołę/studia i szukać do oporu już konkretnego stanowiska?
W następnym poście zapraszam Cię na moją opowieść o cieniach i blaskach pracy w banku. To zdecydowanie nie będzie poważny wpis 🙂
Jeśli Ci się spodobało – polub, skomentuj, przekaż dalej. Może komuś to w czymś pomoże.
Pozdrawiam gorąco!
Diana
7 komentarzy
Pod kilkoma punktami sama bym się śmiało podpisała 🙂 Ja sporo rzeczy robiłam za darmo, za dobre słowo, żeby sobie potem wpisać do cv, nie ceniłam się. Teraz trochę się pozmieniało, młodzi mają więcej odwagi (chociaż czasem nazywam to postawą roszczeniową;)), idą po swoje. Moja siostrzenica zaczęła swoja pierwszą pracę w kinie w cc. Niby na przeczekanie, ale widzę, że bierze pod uwagę, żeby tam zostać i pracowac potem juz na kolejnych stanowiskach. Najwazniejsze, zeby się nie zniechęcać i szukać swojej sciezki, kto wie moze naszym życiowym powołaniem jest coś o czym teraz zupełnie nie myslimy, ze moglibysmy się tam sprawdzić 🙂
U mnie też pierwszy wybór studiów – Wyższa Szkoła Pedagogiczna, został zarzucony. Nawet nie dokończyłam chodzenia na egzaminy. Trafiłam do pracy w księgowości, potem zaczęłam studiować Finanse i Bankowość. Ale wtedy ta ja już wiedziałam co chce w życiu robić (9 lat pracy przed). Finanse stały się moją pasją. Dzisiaj mogę wszystko analizować, wyciągać wnioski, podpowiadać działania. Dobrze się z tym czuję.
Zawsze myślałam, że jestem wyjątkiem, bo co niby ciekawego w studiowaniu kierunków ekonomicznych a potem w „papierkowej” pracy. Od niedawna czytam blogi i bardzo mnie to ucieszyło, że jest nas więcej 🙂
Ula ja też się cieszę, że nas więcej 🙂
W kontekście tego tekstu przychodzi mi do głowy jedynie pewne mądre, górlaskie przysłowie: „jak się ni psewrócis, to się ni naucys…”
Jestem przekonana, że każde doświadczenie jest po coś, choćby po to by na przyszłość nie popełniać więcej podobnych błędów. Pozdrawiam:)
Zdecydowanie tak Lunka 🙂
Wow! Ciekawa historia 🙂 A napiszesz coś więcej o tym, jak trafiłaś do Irlandii i czym się tam zajmujesz? 🙂
Ja też jestem podobnego zdania, że doświadczenie jest najlepszą lekcją. Przekonałam się o tym najlepiej w pierwszej pracy, gdzie okazało się, że oprócz tego, że moja uczelnia dobrze wygląda w CV, to nie przygotowała mnie zupełnie od strony praktycznej. Faszerowała mnie suchą teorią, która nijak ma się do rzeczywistości.
Czasami miewam refleksje, czy aby na pewno dobrze wybrałam kierunek studiów, ale jak piszesz, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem 🙂 Trzeba iść dalej w poszukiwaniu swojej drogi 🙂
Pozdrawiam!
Chyba to jest największy problem dzisiejszych studiów – za dużo niepraktycznej wiedzy. Dlatego porzuciłam moją pierwszą uczelnię 🙂 Strata czasu. Jednak już zarządzanie, a potem finanse były bardziej „życiowe”. Studia to dopiero początek, więc nie ma się co przejmować. Ja podchodzę do nich jako furtki otwierającej kolejne drzwi. Więcej znaczyło dla mnie doświadczenie i dalszy rozwój. To się tak wszystko jakoś ładnie łączy 🙂