Inflacja stylu życia to nic innego jak zwiększenie kosztów życia. Bardzo często objawia się tym, że gdy nawet nasze dochody rosną, dalej nie potrafimy oszczędzać i żyjemy od wypłaty do wypłaty. Choć praktycznie zarabiamy więcej, to również więcej wydajemy. Dzisiaj historia Kamili, która musiała stoczyć porządną walkę, by zrozumieć, że inflacja stylu jej życia zabijała jej wolność finansową.
Inflacja stylu życia – jak ją zrozumieć?
Gdy zaczynamy więcej zarabiać, teoretycznie nasze życie powinno ulec poprawie. Kolejna premia, awans lub pozyskanie sporego zlecenia, mogłyby dawać szansę na zwiększenie naszych oszczędności. Często jednak jest tak, że choć zarabiamy więcej, nasz portfel dalej świeci pustkami.
Zjawisko inflacji jest czymś zrozumiałym – z każdym rokiem nasze wydatki są nieco wyższe, bo ceny produktów (zazwyczaj) idą w górę. Jeśli jednak nasze podwyżki przychodów są na wyższym poziomie niż inflacja w kraju, w którym żyjemy i wydajemy nasze pieniądze (w Polsce ostatnio występowało zjawisko deflacji. Standardowa roczna inflacja wynosi zazwyczaj 2-4%), a my wciąż wydajemy jeszcze więcej, to oznacza, że dosięga nas inflacja stylu życia.
Czyli – zarabiasz 10% więcej niż rok temu i automatycznie wydajesz o 10% więcej niż rok temu, choć przyjmijmy, że inflacja w kraju wyniosła akurat 0%, czyli ceny są takie same. Skoro poziom cen jest taki sam, mając te same wydatki co rok wcześniej, powinnaś z tegorocznej nadwyżki przychodu uzyskać nadwyżkę oszczędności w kwocie 10%. Tak by było przy idealnym wariancie, w którym rosną twoje przychody, gdy jednocześnie wydatki pozostają na niezmienionym poziomie.
Rzeczą jednak normalną jest, że gdy zwiększa się nam dochód, chcemy powiększać swój styl życia. Najczęściej zaczynamy więcej lub drożej kupować. Popadamy w spiralę konsumpcjonizmu. Czy to oznacza, że powinnyśmy zbierać pieniądze z nadwyżek do skarpety, nie spełniać swoich marzeń i żyć cały czas na takim samym poziomie?
Nie do końca. Mam nadzieję, że przykład Kamili pokaże ci, jak można wpaść w spiralę konsumpcjonizmu i jak inflacja stylu życia potrafi idealnie zabijać wolność finansową.
Każdy żyje, tak jak lubi.
Kamila urodziła się w małym miasteczku niedaleko Poznania. Rodzice Kamili pracowali, ale nie zarabiali bardzo dużo. Mama była nauczycielką, a tata pracował w fabryce. Rodzice potrafili dobrze zarządzać finansami rodziny i dysponowali tak pieniędzmi, by nigdy ich nie brakowało na podstawowe potrzeby. Mieli dwupokojowe mieszkanie, w którym Kamila dzieliła jeden pokój ze swoją siostrą. Rodzina miała również stary, wysłużony samochód, ale uznawali, że nie potrzebują lepszego. Auto często się psuło, jednak tata miał do niego sobie tylko znany sentyment. W każde wakacje wybierali się tym autem na pobliską działkę, gdzie w czwórkę grali w piłkę, czytali książki, palili ogniska, jedli truskawki prosto z krzaczków i spędzali razem miło czas. Tak wyglądało u nich prawie każde lato – swobodny czas w ulubionym towarzystwie zieleni, na której mieścił się mały letniskowy domek.
Kamila już jako nastolatka była osobą ambitną i mocno stąpającą po ziemi. Wiedziała, że chce lepszego życia. Dużego mieszkania, wielkich podróży i życia na wysokim poziomie. Nie chciała jeździć starym autem całe życie jak jej tata. Nie chciała każdych wakacji spędzać tylko na działce.
Wyjechała więc do Poznania i tam zaczęła studia zaoczne oraz pracę. Na początku nie zarabiała dużo, na szczęście mogła liczyć na pomoc rodziców. Odkładali wiele lat pieniądze, by pomóc córkom w studenckiej przyszłości. Kamila jednak nie chciała ich długo obciążać, bo wiedziała, jak ciężko musieli pracować na te pieniądze i ile musieli ponieść w życiu wyrzeczeń, by móc jej teraz pomagać. W jej opinii to były właśnie wyrzeczenia.
Kamila była pewna siebie i od dawna doskonale wiedziała, co chce osiągnąć. Pracowała bardzo dużo i w ciągu kilku lat awansowała wielokrotnie. Zaczynała od najniższych stanowisk, ale po szczeblach kariery doszła już dosyć wysoko. Zwiększyła swoje dochody dość znacznie.
Wydawałoby się, że wszystko przebiega zgodnie z planem. Kamili amerykański sen zaczął się spełniać.
American dream
Kamila mieszkała teraz w pięknym i dużym mieszkaniu. Tak jak zawsze chciała. Kupiła nowiuteńkie auto i co miesiąc wydawała masę pieniędzy na spełnianie swoich marzeń o luksusowym życiu. Pracowała całymi dniami, a wolne chwile spędzała na zakupach, w restauracjach lub jeszcze innych kosztownych przyjemnościach.
Niestety tak jak szybko zarabiała coraz więcej, tak jeszcze szybciej rosły jej potrzeby i długi na kartach kredytowych. Zaczęła wydawać więcej, niż wynosiły zarobki. Spełnienie jej amerykańskiego snu sporo kosztowało. Im więcej zarabiał, tym zdolność kredytowa była większa, więc nie miała oporów z niej korzystać.
W wieku 29 lat doszła do momentu, w którym jej długi z pożyczek, kredytów i kart kredytowych przekroczyły roczną pensję. Naszła ją chwila refleksji. Podsumowała swoje dotychczasowe życie i stwierdziła, że popełniła błąd. Doszła do wniosku, że nie chce, by całe jej życie tak wyglądało. Czuła się jak chomik uwięziony w kołowrotku, który nigdy nie chce się zatrzymać. Po raz pierwszy w życiu zaczęła się obawiać o swoje finanse i o swoją przyszłość.
Kamila miała bardzo dobrą koleżankę w Londynie. Podzieliła się z nią swoimi obawami i lękami. Doszły do wniosku, że jak wyjedzie do nowego miejsca, to może sobie wszystko od nowa poukładać. Koleżanka Magda stwierdziła, że pomoże jej znaleźć dobrą pracę w Londynie. Kamila miała już sporo doświadczenia na kierowniczych stanowiskach i miała dobre wykształcenie, więc ucieszyła się z perspektywy lepszych zarobków.
Wszystko, co było dla niej takie cenne do tej pory, musiało zostać w Polsce. Szafy pełne drogich ubrań, torebek, butów. Cały dobytek jej życia, na który tak ciężko harowała i który był celem jej życia. Spakowała dwie walizki i poleciała. Pomyślała, że po resztę wróci niebawem.
W Londynie wynajęła brzydkie i małe mieszkanko, które i tak jak na polskie warunki, kosztowałoby niemałą fortunę. Na tamtą chwilę nie było ją stać na nic lepszego. Nauczyła się korzystać z transportu publicznego, bo nie miała auta. Zakupy robiła na sposób czasów studenckich, kiedy dysponowała mocno ograniczonym budżetem.
Po miesiącu Kamila w końcu zaczęła swoją wymarzoną pracę w Londynie. Od razu zaczęła snuć plany, jak tu powrócić do starych przyzwyczajeń i jak znowu mieć ten sam luksus życia. Niestety miała jeden problem – 80 tyś. zł długu do spłaty.
Na szczęście koleżanka Kamili była życiową realistką i bardzo szybko postanowiła ustawić ją do pionu. Kamilę dopadła inflacja stylu życia, a ona miała jej przecież pomóc wyrwać się z tego obłędu.
– Kamila posłuchaj…zarabiałaś kiedyś 1 000 zł i nie miałaś długów. Gdy zarabiałaś 2 000 zł, miałaś już 3 000 zł długu. Gdy zaczęłaś zarabiać jeszcze większe pieniądze, o których wcześniej nawet nie mogłaś pomarzyć, dorobiłaś się 80 tyś. długów. A i tak wszystko, co jest ci niezbędne do życia, upchnęłaś tylko w te dwie walizki. Czy teraz zarabiają jeszcze więcej, chcesz w to brnąć dalej? Chcesz dalej być tym chomikiem w kołowrotku, o którym mówiłaś? Czy właśnie to ci jest potrzebne do życia?
-Masz rację, nie mogę ciągle pracować i wydawać wszystkiego. Ile bym nie miała, to nigdy mi nie starcza. Spłacę najpierw długi, co zajmie mi pewnie i tak sporo czasu. A potem zacznę od nowa. Narzekałam na rodziców, że nie chcę żyć jak oni, a w sumie mam jeszcze gorzej.
Nie zabijaj swojej wolności finansowej.
Kamila postawiła sobie cel – spłatę długów i życie na poziomie swoich dochodów. Szło jej całkiem dobrze. W międzyczasie otrzymała propozycję udziału w świetnym przedsięwzięciu. Zaproponowano jej otwarcie spółki, która po jakimś czasie przynosiłaby praktycznie pewny zysk. Według szacunków mogłaby liczyć na znacznie wyższe przychody niż obecnie.
Niestety Kamila miała jeden problem – nie miała pieniędzy na inwestycję. Do tego musiała pracować, bo musiała spłacać długi. Nie mogła też odejść z pracy, bo nie miała żadnych oszczędności, które pozwoliłyby przeżyć pierwsze miesiące bez dochodów. Nie mogła się zgodzić.
Wtedy Kamila zrozumiała, jak bardzo została ograniczona przez swoją nadmierną konsumpcję. Jak bardzo inflacja stylu życia i ciągłe – chcę więcej, zatrzymały jej szansę na rozwój. Jak bardzo inflacja stylu jej życia zabijała jej wolność finansową.
Obecnie Kamila spłaciła już swoje długi. Już nie myśli, gdzie mogłaby być teraz , gdyby te wszystkie pieniądze pokierowała w innym kierunku. Pogodziła się z tym i obrała prawdziwy kierunek. Poziom wydatków postanowiła zachować na tym samym poziomie. Nadal mieszka w tym samym londyńskim mieszkanku i korzysta z metra. Postawiła sobie za cel rozsądne życie i gromadzenie oszczędności. Chce mieć sumę, która zapewni jej bezpieczeństwo finansowe po odejściu z pracy. Zbiera też kapitał, który pozwoli jej w końcu wejść w biznes, o którym tyle myśli. Jej celem jest wolność finansowa i bezpieczna przyszłość na dobrym poziomie. Jednak teraz już na swoich dojrzałych warunkach. A w najbliższe lato wybiera się do rodziców. Z przyjemnością spędzi z nimi wakacje jak za dawnych lat. Na pięknej, podmiejskiej zielonej działce, z małym drewnianym domkiem.
A Ty co wsadziłabyś w swoje dwie walizki życia? Zastanawiałaś się kiedyś nad tym? Czego tak naprawdę potrzebujesz? Myślałaś o czymś takim jak inflacja stylu życia?
Dodaj swój komentarz, będzie mi bardzo miło!
Polub, jeżeli Ci się spodobało. Udostępnij dalej, to daje mi motywację
Zapraszam Cię na mojego Facebooka – tutaj
Na mój profil na Instagramie, gdzie wrzucam zdjęcia bardziej od kuchni – tutaj
oraz blogowego newslettera, do którego dokładam gratis – tutaj
Pozdrawiam gorąco!
Diana
31 komentarzy
Eh, gdzie te czasy, kiedy na studiach żyłam za 600 zł miesięcznie?! Moja pierwsza poważna inflacja to kupno własnego mieszkania (razem z mężem). Na szczęście i tak zdążyliśmy wcześniej przez dwa lata uzbierać niewielki, ale jednak wkład własny. Ale to nawet nie rata kredytu, ale wysokość czynszu nas zaskoczyła. Następna inflacja, to urodzenie pierwszej córki, a właściwie moment, kiedy poszła do żłobka – nie dostaliśmy się do państwowego, wiec musiał być prywatny. Pół roku temu druga córka poszła do tego samego żłobka i kolejna inflacja… Tylko co, nie mieć dzieci? Przecież to nie o to chodzi w życiu…
Niestety tego typu kosztów raczej ciężko uniknąć, gdy ma się już rodzinę. To jest normalne, że wydatki się zwiększają, a my chcemy podnosić swój standard życia. Gdyby tak nie było, to życie pewnie nie miałoby większego sensu. Do czegoś trzeba dążyć 🙂 Tylko, że czasami można się w tym zatracić aż za bardzo – wydawać coraz więcej i nie myśleć o oszczędnościach, o przyszłości czy o tym, że przecież każdemu z nas może się coś złego w życiu wydarzyć.
Wśród nas jest niejedna Kamila. Dobrze gdy w końcu się obudzimy i przyjmiemy do wiadomości ten stan rzeczy i będziemy chcieli sobie pomóc.
Super, że zwracasz uwagę na rzeczy, które bardzo często nam ulatują, wydają się mało ważne lub po prostu nie zawracamy sobie nimi głowy. Bardzo ciekawy i pouczający artykuł, dziękuję.
Dziękuję za miłe słowa 🙂
nigdy nie myślałam o czymś takim jak inflacja stylu życia, chociaż hasło nie raz obiło mi się o uszy
Bardzo ciekawa historia. Faktycznie często automatycznie wydajemy więcej pieniędzy, gdy zaczynamy więcej zarabiać.
Powiedzenie, iż spetyt rośnie w miarę jedzenia jest dobrym podsumowaniem podejścia wielu ludzi, gdy zaczynają więcej zarabiać. Jest to w pełni naturalne, choć prawdą jest, że warto racjonalnie podejść do tego tematu i określoną kwotę spróbować oszczędzić.
Jasne, że leży to w naszej naturze, ale właśnie – na podświadomość można działać świadomością 🙂
Bardzo dobry tekst. Dał mi do myślenia …
Dziękuję Gosia za miłe słowa 🙂
Gratulacje dla Kamilii. Trzymam za nią kciuki. Prawie jakbym czytała o sobie wiele lat temu. Szkoda że w polskich szkołach nie uczą właściwego podejścia do pieniędzy oraz nie uczą sposobów oszczędzania.
Mam to samo. Kiedyś zarabiałem najniższą krajową i wystarczało na wszystko. Dzisiaj zarabiam dużo więcej, a koszta stałe już teraz przekraczają wspomnianą najniższą krajową :>
Swoją drogą dla tych, którzy mówią, żebym oszczędzał – mam oszczędny styl życia wbrew pozorom. Zamiast jednak szukać głębszych oszczędności, po prostu skupiam się na zwiększaniu dochodów. Mam aktualnie 8 źródeł dochodu i stale szukam nowych 🙂
Inflacja rzecz normalna 😉 Ważne żeby oszczędności były dopasowane do możliwości i planu. U Kamili zabrakło planu i stąd chyba miała aż taki problem w pewnym momencie.
Historia wiele uczy i dużo pokazuje. Obecnie staram się szukać sposobów na zarabianie, a moje konta oszczędnościowe powoli pomagają odkładać choć małe sumki. Jestem dumna, bo dzisiaj założyłam w końcu IKE 🙂
Jestem chyba w takim razie dumna razem z Tobą 🙂
Mnie w zdaniu sobie sprawy jak niewiele potrzebujemy pomógł wyjazd do Korei Południowej, gdzie przez 2 miesiące żyliśmy w malutkim mieszkanku bez szafy, krzeseł, stołu; śpiąc na materacu i gotując proste potrawy na dwóch palnikach. I nie dość, że daliśmy radę, to… po prostu było fajnie:) Tylko że niewiele osób rozumie teraz dlaczego nie potrzebuję tego czy tamtego, bo przecież to „must have”…
Mam nadzieję, że na każdego „przyjdzie czas”- konsumpcjonizm nie służy ani nam ani naszej planecie.
Mnie też w zrozumieniu tego bardzo pomogły właśnie podróże – te większe i mniejsze. Kiedy ilość zbędnych rzeczy zaczęła mi po prostu przeszkadzać 🙂 Podróże potrafią uczyć minimalizmu :))
Diano dziękuję za ten post, właśnie zainspirowałaś mnie do wyzwania pt „za ile jesteś w stanie przeżyć styczeń”, tak z ciekawości spróbuję – zobaczę czy wytrwam… z malutkich oszczędności dziś powstrzymałam się przed kupieniem ŁADNYCH chusteczek higienicznych za ok 4 zł za 10 paczek, na rzecz TAKICH SOBIE za 1,90 zł 🙂 i od rana się tym cieszę 🙂
Ciekawy eksperyment 😉
Oczywiście chodziło mi o Luty 😉 jak ten czas pędzi
No faktyczne, w sumie to już prawie luty :)) Zleciało, też nie wiem kiedy :O
Świetnie napisane, dzięki czemu historia naprawdę daje do myślenia 🙂
Dziękuję 🙂
Niesamowite do czego może doprowadzić żądza zaimponowania innym rzeczami, na które nas nie stać… Historia wydaje mi się mocno przerysowana. W swoim otoczeniu nie mam nikogo aż tak rozrzutnego! Myślę, że zabrakło zdrowego rozsądku i prawidłowego pokierowania Kamili przez rodziców – od małego! Nie wyobrażam sobie sytuacji, że wydaję więcej niż mam! Własne konto mam od 16 roku życia, kiedy to zaczęłam pracować – będzie już dobre 20 lat i nigdy nie miałam nawet zera… nie mówiąc o debecie.
Wierz mi Justyno, że takich przypadków jest mnóstwo 😉 Świadczą o tym nawet dane dotyczące ilości dłużników (a Kamila w sumie takim nawet nie zdążyła się stać, w sensie „niespłacającym zobowiązań”). Nie jestem pewna, czy to tak do końca wina jej rodziców – bo oni wiodą raczej ustatkowany i bardzo spokojny żywot…
Diano, ja wierzę – chociaż akurat nie spotkałam się z aż takimi przypadkami (wystarczy mi horrendalna ilość instytucji oferujących pożyczki, które mijam codziennie idąc ulicą). Co do rodziców, to nie chodziło mi o rozrzutność, ale może – sama nie wiem – wpojenie szacunku do pieniądza? Na pewno problem jest mocno skomplikowany i winy nie ponosi jednostka, ale trochę środowisko, trochę znajomi, których stać no i rzecz jasna osobowość mniej lub bardziej podatna.
Kamila wiedziała, że rodzice oszczędzają, chciała się wyrwać z tego kręgu, z małej miejscowości, pokazać sobie i światu, że stać ją na więcej… i niestety zachłysnęła się, a to często kończy się kiepsko…
Historia bardzo pouczająca. A odpowiadając na pytanie zawarte w tytule. To pamiętam czasy (lata 2006-2011) jak się było na studiach. Nie licząc rachunków (telefon, akademik, inne) przy odpowiedniej konsumpcji, czyli samo jedzenie – bez szaleństw, dało radę przeżyć za 300zł miesięcznie przy troszkę „zaciśniętym pasie”.
I pewnie też było fajnie 😉 ?
Same studia jak najbardziej, ale życie przy skromnym budżecie już nie było takie fajne 🙂
Ja też pamiętam takie czasy, ale bardzo miło je wspominam. Mimo, że budżet był właśnie typowo studencki 😉