Jak kupować oszczędnie, a jednocześnie z głową? Czy zawsze tańsze da ci zaoszczędzić? A czy drogie zawsze daje pewność dobrej jakości i wytrwałości? Na te pytania szukam odpowiedzi w dzisiejszym wpisie.
Jak kupować oszczędnie, a jednocześnie z głową?
Jedni kupując, kierują się tylko ceną. Musi być tanio i koniec. O złotówkę oszczędności potrafią przemierzyć pół miasta. Jakość nie ma znaczenia, ważniejsza jest ilość. Są oszczędni. Inni kupują tak, żeby było wygodniej, szybciej i bez zbędnych niuansów. Kilka złotych różnicy nie ma dla nich znaczenia, bo wolą oszczędzać swój czas. Cenią dobrą jakość, przez co kupują mniej. I też są oszczędni. Którzy zatem bardziej oszczędzają?
Chytry dwa razy traci?
Dobre kilkanaście lat temu, gdy rynek w Polsce zaczęła zalewać fala tanich produktów ze wschodu, nagle pojawiło się wszystkiego dużo. Bardzo dużo. W cenach dostępnych dla każdego. Już każdy mógł “mieć wszystko”. Np. czajnik elektryczny za 20 zł. Co to jest 20 zł ? Żaden wydatek, więc trzeba kupić. Po miesiącu się psuł. Ale co tam? Przecież można iść i od razu kupić drugi, bo to tylko 20 zł. I tak co miesiąc lub dwa. Aż po roku, jeden bystry, doszedł do wniosku, że kupił tych czajników już 8 sztuk. Szybko policzył roczny koszt wszystkich czajników i wyszło mu w sumie 160 zł. Już nie policzył czasu i paliwa na dojazdy do sklepu, bo i tak go złość ogarnęła. Stwierdził – teraz kupię lepszy i dam od razu stówę. Może starczy na następny rok? Wtedy i tak będę do przodu – kalkulował. Kupił, postawił i ma go do dzisiaj. Cały czas działa 🙂
Tak więc czasami, by oszczędzać, trzeba sobie powiedzieć – Nie stać mnie na oszczędzanie.
Jednak to może być rozrzutność! Przecież ostatnie badania i testy wykazały, że krem do twarzy z Lidla jest najlepszy, choć najtańszy! Lepszy niż francuskie specyfiki, których większość z nas nawet w życiu na oczy nie widziała. Bo kto by się smarował kremem za pół pensji? Taniej kąpiel w mleku by wyszła, a przynajmniej przez chwilę bym się czuła jak prawdziwa Kleopatra.
No tak, ale “dyskont ma taniej, bo tam pracowników wykorzystują”. Pewnie im nie płacą wcale albo jakieś głodowe pensje. A jak pójdę do Pani Basi za rogiem, to kupię polskie. Kupię dobre i ona nikogo nie wyzyskuje. Dam swojemu zarobić, a nie jakiemuś wielkiemu molochowi. Po czym dowiaduję się, że ta Pani Basia, to wcale nie taka wspaniała, bo dziewczyna się żali, że już pół roku na umowę u niej czeka. “a że najniższa krajowa, a przecież też w sobotę tu siedzi i chyba jednak zmieni pracę. Chyba poszuka innej Pani Basi. Bo tu się nie da. W sumie to nawet nie ma tej najniższej (1355,00 zł), bo jak się w kasie nie zgadza, albo za dużo zamówi, a klienci nie kupią, to jej potrącą z tej marnej pensji”…
Ehhh. I jak żyć?
Tanie kupowanie – wstyd, czy spryt?
Jak się okazuje – Biedronka czy Lidl, wcale tak źle nie płacą. Według danych, jakie podano w artykule na biznes.onet i jeszcze tutaj, najniższe zarobki w Biedronce to 2250 PLN brutto dla nowych pracowników (1663 zł netto, umowa o pracę), a po 3 latach pracy 2450 PLN brutto. Podobno pracownicy mogą też liczyć na premię i ciekawy pakiet socjalny. W Lidlu oficjalnie jest jeszcze lepiej – umowa o pracę od 2400 – 2800 PLN brutto (w zależności od regionu) dla nowych pracowników (czyli od 1738,00-2017,00 netto). Po 2 latach pracy jest podwyżka do 2850-3250 brutto (2052,00-2331,00 netto). Na dzień publikacji tamtych artykułów Lidl zatrudniał 1500 osób, a Biedronka aż 5500.
Dyskonty zamawiają dużo i sprzedają dużo, więc mogą negocjować koszty zakupów oraz obniżyć swoją marżę. Pani Basia zamawia mało i nie sprzedaje tyle, więc musi mieć drożej. Musi opłacić lokal i swój ZUS i nie ma na czym zarobić tyle, żeby płacić swojemu pracownikowi więcej. A ludzie i tak już tyle nie kupują u niej, bo wolą gdzieś indziej kupić taniej. Jednak Pani Basia się nie poddaje, bo wie, że jak komuś zabraknie chleba, czy masła, to nie pojedzie do molocha specjalnie, ale przyjdzie do niej. Choć wie, że nie ma lepszych produktów, ani tańszych. Czemu?
Bo cenę kształtują klienci. A dokładniej sprzyjająca sytuacja.
Gdy idziesz do marketu, nie kupisz chleba dwa razy droższego, bo masz wybór. Ale jak ci zabraknie go rano, to dasz za niego tyle w sklepie za rogiem, bo to będzie w takim przypadku dla ciebie mało znaczące (przykładowy pomysł z tym chlebem 🙂 )
Możesz tankować najlepsze paliwo do swojego auta, bo wierzysz, że jakość tego surowca ma znaczenie dla silnika. Pewnie masz rację, też przypuszczam ,że tak jest, choć pewności nie mam. Płacisz za to paliwo jednak określoną kwotę i jeśli w niedalekiej odległości masz kilka stacji z tym samym paliwem, to pewnie wybierasz jednak tę, która ma najniższą cenę. Tak przynajmniej można pojmować – rozsądne oszczędzanie. Nie obniżasz jakości, tylko racjonalnie kupujesz, ale to też nie oznacza, że będziesz jechała na drugi koniec miasta, bo tam jest 3 grosze taniej. To raczej nie byłoby racjonalne, chyba, że kwota zaoszczędzonych pieniędzy byłaby wyższa niż stracony czas i koszt straconego paliwa na dojazd w to miejsce.
Jednak teraz wyobraź sobie, że jedziesz na wycieczkę. Na istne pustkowia, gdzie jesteś tylko ty i sama natura. Kończy ci się paliwo, a w obrębie 50 km. jest tylko jedna stacja. Jedna jedyna, więc witasz ją niczym zbawcę. Tam paliwo jest 5 razy droższe. Ale jakie to ma znaczenie, skoro ty i tak zapłacisz w tej sytuacji każdą kwotę?
Podobnie jest z lekami. Jak nas boli, kłuje, szczyka to lecimy do apteki i czekamy z utęsknieniem na koniec naszych dolegliwości. Nie zastanawiamy się nad tym, że lek u producenta ma wartość połowę niższą (ten bez recepty). Że prawdopodobna marża hurtowni wynosiła 14%, a apteki 30% albo lepiej. Zwłaszcza jeżeli jest to jedyna apteka w okolicy, to niech nawet zarobi 50%. I tak będzie zbawcą…. Te dane znalazłam akurat w artykule tutaj.
Czy gdy ja oszczędzam, ktoś inny traci?
Spotkałam się kiedyś z takim pytaniem – Czy jeżeli ja kupuję taniej, to oznacza, że ktoś na tym traci? -Napisała jedna czytelniczka w komentarzu pod artykułem.
Jeżeli czytałaś dokładnie to, co powyżej napisałam, to wiesz, że nie zawsze opłaca się kupować taniej. Wiesz jednak też, że cena nie zawsze jest adekwatna do jakości. Bo produkt może być jakościowo dobry, także ten tańszy, ale na dalszą jego drogę dystrybucji wpływa bardzo wiele czynników. Duże marże hurtowników i duże marże sprzedawców lub małe marże. Wysokość marży też nie zawsze przekłada się na jakość pracy osób sprzedających dany towar.
To teraz możesz zapytać, czy to co kupujesz, ma wpływ na jakość życia osób, które produkują dany towar?
Z ciekawości zaczęłam szukać informacji, gdzie produkowane są różne produkty. Wiadomo, że większość rynku zalewa wschodni towar, tak jak choćby nawet te czajniki po 20 zł. Są jednak markowe rzeczy, które są jakościowo lepsze, przez co służą nam dłużej, a są…także produkowane (przynajmniej częściowo) na wschodzie.
Np. iPhone – częściowo Chiny. Michael Kors – przeniósł produkcję swoich popularnych torebek do Chin. Inditex, producent marki Zara, H&M, C&A, Calvin Klein, Tommy Hilfiger, Nike, a nawet polskie Reserved, House, Cropp, Top Secret, Mohito i wiele, wiele innych korzysta z produkcji w Chinach, Bangladeszu, Tajlandii czy Filipin.
Dla ciekawostki: w CNN porównano kiedyś koszty produkcji – USA a Bangladesz. Uszycie przykładowej koszuli w Stanach, to ponad 13 dolarów kontra niecałe 4 dolary w Bangladeszu (z czego koszt pracy takiego robotnika to jakieś 20- 30 centów). Tyle może dostawać osoba, która szyje przykładową koszulę, która potem jest sprzedawana z marżą np. 200 czy 300%. Bo nie oszukujmy się, produkty niektórych firm uchodzą za luksusowe. Na ich luksus ma wpływ jakość produktu, ale nie sposób pracy i płacy osób, które je produkują. Ci ludzie akurat zarabiają mało i to niezależnie od tego, czy kupujemy ich koszule za 50 zł, 100 zł czy 500 zł.
W tym wypadku dochodzimy do wniosku, że nie jest prawdą, że zawsze gdy kupuję tanio, ktoś traci. Tak jak nie jest prawdą, że gdy płacę dużo – ktoś zarabia super na mnie.
Na co mogę mieć zatem wpływ?
- Na jakość kupowanych towarów – szukam optymalnych cen, ale kupuję je w miarę dobrej jakości (a przynajmniej staram się).
- Na ilość kupowanych towarów – nie kupuję tego, czego naprawdę nie potrzebuję, a szczególnie dotyczy to jedzenia. Nie zawsze dużo, znaczy dobrze, bo wyrzucamy przez to masę jedzenia, o czym pisałam ostatnio tutaj: jak-oszczedzac-na-jedzeniu.
- Staram się korzystać z różnych naturalnych sposobów – wręcz jeszcze babcinych – są tańsze i zdrowsze. Przykładowo o niektórych pisałam tutaj: domowe-i-tanie-sposoby-na-walke-z-przeziebieniem
- Staram się używać mniej drogiej chemii w domu. O tym też kiedyś pisałam, więc możesz zajrzeć do artykułu: soda-oczyszczona-zamiast-chemii.
A ty jakie masz podejście do oszczędzania i kupowania? Czy też uważasz, że oszczędzać trzeba racjonalnie i z głową? Może znasz jakieś przykłady takich niby oszczędności: 🙂 Napisz koniecznie w komenatrzu!
Dodaj swój komentarz, będzie mi bardzo miło!
Polub, jeżeli Ci się spodobało. Udostępnij dalej, to daje mi motywację i na pewno będę Ci za to bardzo wdzięczna 🙂
Zapraszam Cię na mojego Facebooka – tutaj
Na mój profil na Instagramie, gdzie wrzucam zdjęcia bardziej od kuchni – tutaj
oraz blogowego newslettera, do którego dokładam gratis – tutaj
Pozdrawiam gorąco!
Diana
25 komentarzy
Ja również gotuję rzadziej a większe porcje. Oboje z mężem mamy bardzo dynamiczną pracę więc ciężko przewidzieć kiedy będziemy mogli pozwolić sobie na jedzenie w domu wspólnie a kiedy nie. Nie chcę żeby jedzenie które ugotowałam się zmarnowało po chwilę później któreś z nas dostało telefon o tygodniowym wyjeździe służbowym dlatego mrożę zazwyczaj połowę tego co zostało ugotowane i jest na następny raz 🙂
Staram się zwracać uwagę zarówno na jakość produktów i cenę. Żeby to jakoś zbalansować, to ekologiczne warzywa kupuję bezpośrednio od rolników. Ja płacę w ten sposób znacznie mniej niż w sklepie ekologicznym, a rolnik dostaje całą kwotę dla siebie, z pominięciem pośredników. Dobrym sposobem na coś takiego są kooperatywy spożywcze czy ekologiczne targi, na które rolnicy przyjeżdżają bezpośrednio.
Dostęp do takich rolników Aleksandro, to faktyczne skarb!
Wpadam tu od czasu do czasu i za każdym razem znajduję coś ciekawego (i pouczającego) do przeczytania. Nie inaczej jest i tym razem. Jeśli chodzi o porównanie kwot zaoszczędzonych na polowaniach na discounty z kosztami (finansowymi i poza finansowymi) tychże polowań to przychodzi mi tylko na myśl holenderska oszczędność. No, ale to maleńki kraj, więc może im się to jeżdżenie opłaca:)
Dziękuję Doroto za miłe słowo 🙂
Jednak jakość produktów, zwłaszcza w czasach zalewu nas produktami po prostu niezdrowymi, powinna być jednak na pierwszym miejscu. Zwłaszcza w kwestii produktów spożywczych.
To prawda Aniu – zdrowie jest najważniejsze.
Na rzeczach, które mają służyć latami, nie oszczędzam, zaś na pozostałych staram się dokonywać przesunięć w budżecie. 🙂
Lubię kupować w marketach czy dyskontach, bo jest duży wybór produktów i cen, mogę znaleźć to, czego potrzebuję. Ale są takie produkty (głównie owoce, warzywa, mięso, wędliny), które w miarę możliwości kupuję u lokalnych dostawców, i jak się okazuje wcale nie jest u nich tak drogo, a jakoś jedzenia jest nieporównywalnie lepsza.
Co do innych zakupów – kocham internet. Znajdę tu wszystko, wybór jest przeogromny – od tanich chińskich podróbek, po najlepsze jakościowo zachodnie albo polskie produkty. Zaletą internetu jest też możliwość porównania cen i wybrania odpowiedniej opcji dla siebie – i to bez wychodzenia z domu!
Racja Iza, internet daje bardzo duże możliwości oszczędności jeśli chodzi o dostęp do wielu różnych rzeczy 🙂
Generalnie zgadzam się ze wszystkim, chociaż muszę przyznać, że raczej nie interesuję się skąd co pochodzi (zwłaszcza w przypadku ubrań). Nawet nie chodzi o to, że mi się nie chce, ale jakoś czasu jeszcze nie znalazłam 🙁
No ja też Klaudia standardowo się tym nie zajmuję, a przynajmniej nie za każdym razem zwracam na to uwagę. Zresztą – jakoś już chyba przywykłam, że i tak większość rzeczy jest jakoś tam i tak powiązana z produkcją na wschodzie. Przykładam po prostu wagę bardziej do jakości.
Osobiście staram się oszczędzać na rzeczach, których da się oszczędzać. Już pare razy przejechałam się na “oszczędzaniu”, aby potem kupować dwa razy …
I to jest metoda 🙂 Chyba nie ma osoby, która by tak nigdy nie miała …
Świetny artykuł, faktycznie czasem warto na coś poświęcić więcej pieniędzy by działo dłużej i było w końcowym rozrachunku tańsze 😉
Dziękuję Klaudia 🙂
Na mnie same metki też nigdy nie robiły żadnego wrażenia. Zwłaszcza jak widzę, że dane ubranie poza metką nie ma nic więcej ciekawego do zaoferowania hehe
Diana odniosę się do pożywienia, bo bardzo interesuje mnie oszczedzanie na tym polu. Sporo gotuję, bo to dla mnie sposób na relaks po wielu godzinach główkowania w pracy. Jednak zawsze staram się znaleźć sposób na równowagę pomiędzy zdrowym i niezbyt drogim odżywianiem. Nie lubię kosztownych przepisów, produkowania zbyt dużej ilości pożywienia i gotowania “na zapas”. Nie wiem, czy to dobrze, bo gotowanie częściej, w mniejszych porcjach, to pewnie straty energii. Korzystam z produktów, które produkuje moja sąsiadka i są eko, a resztę kupuję głównie w lokalnym markecie. Ceny są fajne i konkurencyjne 🙂 Pozdrawiam weekendowo!
Wygląda na to, że świetnie szukasz równowagi pomiędzy tym, co lubisz robić, zdrowym odżywianiem a racjonalnym wydawaniem i oszczędzaniem w kwestii żywności 🙂 Również pozdrawiam Basiu i miłego weekendu 🙂
O widzisz, ja akurat regularnie gotuję na zapas. Często nawet tak, że oprócz standardowej porcji na dwa dni dla dwóch osób gotujemy dwa razy tyle i mrożę, zwłaszcza w przypadku kotletów, zup-kremów czy gulaszu. Nie mamy z partnerem czasu na codzienne gotowanie 🙂 Lepiej zjeść domową mrożonkę niż dzień po powrocie z urlopu zamawiać byle jakiego gotowca.
Tu się zgodzę, przy moim trybie życia lubię mieć domowe gotowce (lub chociaż pół-gotowce) w zamrażalniku, bo inaczej byłoby coś na szybkiego z dań gotowych ze sklepu, albo zwykłe kanapki na obiad 😉
Faktycznie, zazwyczaj bardziej opłaca się kupić ciut droższy produkt, ale taki, który się od razu nie zepsuje/zużyje. Poza tym czasami różnica cenowa nie jest odczuwalna, a jakościowa bardzo.
Dlatego warto brać pod uwagę różne opcje 🙂
Bardzo ciekawy artykuł:) Soda oczyszczona i ocet w domu to są dobre preparaty do sprzątania sprawdzają się o wiele lepiej niż nie jeden środek chemiczny:) Staram się przestawić na jakość, nie na ilość, szczególnie jeśli chodzi o jedzenie i ubrania, idzie powoli, ale sprawnie:)
No wiesz, nie od razu Kraków zbudowano 😉 Grunt, że widzisz postępy! Ja do tego też dłuuugo dochodziłam…